Wznosząc skrzydła najczystszej bieli
Łykam aromat szczęścia
Co ulotnym jest
Nurkuje w lodzie
Nie złamie go człowiecza wola
To stal miliona srebrzystych piór
Łabędzią ciszą
tkam pokrzywowe swetry
I baśń smutna trwa
Od zmierzchu do świtu
Rysują się wysoko na niebie
Blade, swobodne i lekkie
Pędzą na ramionach wietrzyków
Cichutkie, spokojne i miękkie
Słodkie, drobne, tycie marzenia
Śnieżne sny, bliskie i mgliste
Te opływają nasze serca
Śnieżne łzy, niewinne i czyste
Znaleźli mnie martwego
szyję oplatał sznur
ostatnia rzecz jaką dostrzegłem?
za oknem czarny kruk
zabrakło wielu słów
marzyłem o współczuciu
został jedynie ból
strach?
osławiony domownik
nachalny zbyteczny gość
krzyk?
niechciane odgłosy
telewizor zagłuszał je wciąż
płacz?
każdy odwracał wzrok
przyzwyczaili się już
opuszczony mój grób
odwiedza jedynie
samotny czarny kruk
nad kawą na dywan rozlaną
nie płacz moje dziecko
przymknij na to oko
włącz gramofonową płytę
taka na plamy najlepsza
ciesz się codziennością
chociaż przez chwilę
chociaż tego dnia
nie zmywaj plamy
nie wyrzucaj dywanu
nie kupuj innego
bo zapomnisz
jak żyć
pierścionki skrywa na noc
aby jej nie wykradli
służącej na ręce patrzy
czy trucizny nie sypie
jej słowa nikt nie ośmieli się
ważyć na szali
noszą jej co dzień nowe
atłasy, kaszmiry, jedwabie
polerują jej marmury
zanim przejdzie i po przejściu
straż jej strzeże
całymi dniami
światło wyłączają na noc
aby zabójcy jej nie znaleźli
okna zakratowane
by nikt nie wtargnął do pałacu
w jej pokoju drzwi bez klamek
by nie mógł zbir żaden jej tknąć
Niegrzeczne uke
Niczym słońca blasku,
Chcę cię tulić od zmierzchu do brzasku.
Kiedy zaś słońce nas wita na niebie,
moje usta i oczy poszukuję ciebie.
Gdy nastaje południe gorące,
me potrzeby stają się dziwnie naglące,
lecz gdy południe przemija,
ty sie chowasz niczym przebiegłą żmija.
Ja cię szukam aż do wieczora-
a wieczór to najlepsza na sex pora...
Ale ty sprytnie nie wystawisz nosa z kryjówki
choć przecież wrzask mój niczym krzyk i tirówki.
Kiedy gwiazdki się ukażą na niebie
mój wzrok spragniony widzi
motyle są tylko w naszych głowach
a w mięśniach serca zagnieżdżone demony
żywe piekło
w plastikowych żyłach gdzie kipią zepsute marzenia
syntetyczne gówno cała tablica Mendelejewa
stygmaty blizny sankcje i pragnienia
układają się w imię kochanka
definiują rzeczywistość na moich udach
na ramionach zmordowanych przez stare igły
które tłoczą w nas kosmos kupiony w ampułkach
molekuły cefeidy odległości gwiezdne spiralne galaktyki
moje ściśnięte chemią serce
wszystko jego
ja taki zły
Bajka o Pająku i Motylu
Wciąż i wciąż deszcz będzie padać
Jak łzy z gwiazdy
Wciąż i wciąż deszcz będzie powtarzać
Jak krusi jesteśmy"
Barwne motyle skrzydła skrzą się w promieniach późno-wiosennego słońca. Marzące o podnieb